PROBLEM Z PREZENTEM NA ŚWIĘTA

Co roku mamy pewien problem: co kupić moim teściom na święta, żeby było trafione. To był w zasadzie jedyny raz, kiedy wiedzieliśmy, że prezent się spodoba. Zdjęcia z naszego ślubu mieli na płycie DVD, ale w fizycznej formie nie dostali żadnego. Trzeba było w końcu coś z tym zrobić. Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, babciom planowaliśmy dać po zestawie zdjęć w formacie 10×15 i jednej fotografii w ramce. Uznałam, że dla rodziców męża dobrym prezentem będzie album/fotoksiążka, własnoręcznie zrobiona. Tak bardzo, że nawet okładkę chciałam zrobić. Po prostu wszystko, co się da.

FOTOKSIĄŻKA PO MOJEMU

Postawiłam na minimalizm: największą wartością miały być same zdjęcia – i właśnie od ich wybrania i ułożenia zaczęłam. Oczywiście bawiłam się w to, korzystając z komputera i programów graficznych. Uznałam, że fotoksiążka najlepiej będzie się prezentować, jak będzie kwadratowa i w ten sam sposób łączyłam zdjęcia: tak, żeby trzy, cztery fotografie komponowały się w jeden kwadrat. W dodatku starałam się, żeby lewa i prawa strona razem wyglądały dobrze. Żeby cienka, czarna linia, która dzieliła zdjęcia po jednej stronie, była w tym samym miejscu po drugiej (ta pozioma).

Najpierw, zanim w ogóle zaczęłam zapełniać kwadraty, ustaliłam ich liczbę i wydzieliłam pewne kategorie, takie jak: plener narzeczeński, przygotowania, dojazd, ślub, wesele, plener… Starałam się, żeby na środkowe kategorie przypadała parzysta liczba stron. Trochę trwało dobranie takich zdjęć, żeby wzajemnie ze sobą dobrze wyglądały. Czasem musiałam je jeszcze graficznie ujednolicić. Poza tym uznałam, że ciekawie będzie, jak jedna część (na przykład strona po prawo) będzie czarno-biała, a na drugiej części zrobię przy sąsiadującej krawędzi czarno-biały fragment, który dalej będzie płynnie przechodził w pierwotne barwy. Muszę przyznać, że spodobał mi się zwłaszcza ten drugi efekt i stosowałam go nawet wtedy, gdy obie strony zostawały kolorowe. Inaczej podeszłam do pierwszej strony, na którą wybrałam jedno nasze zdjęcie z sesji plenerowej. Od góry zrobiłam biały gradient i na nim napisałam tytuł. Wyszło interesująco.

CZAS NA PRACE RĘCZNE

Gotowe kwadraty drukowałam na swojej domowej drukarce Canona, na błyszczącym papierze fotograficznym. Wtedy moja drukarka idealnie się do tego nadawała. Teraz niestety coś się jej pogorszyło i zamiast np. zdjęć czarno-białych drukuje je w czerwonej sepii. No lipa… jest jednak dość stara i chyba trzeba jej to wybaczyć. Jak już wydrukowałam, to oczywiście musiałam jeszcze obciąć niepotrzebne białe fragmenty po bokach.

No dobra: zdjęcia zdjęciami, ale jak to złożyć w książkę? Planowałam zszyć strony i dodać okładkę. To, co zszywałam musiało być dwa razy szersze i złożone na pół. Z okładką łatwo nie było. Ciężko miałam ze znalezieniem czegoś na ten temat. Nawet nie pamiętam, czy w końcu coś znalazłam. Niemniej, zaczęłam uważnie oglądać książki, które mam w domu i dzięki temu najpierw powstała próbna okładka, a potem ta właściwa. Na okładkę nalepiłam migoczący, biały papier ozdobny (bardzo ładny), a z przodu narysowałam markerem dwa serducha. Love!

I jak, kto jest ciekawy, jak zrobić taką okładkę? A może wolicie dojść do tego sami i pogłowić się (tak jak ja) nad książkami? Ja tak czasem lubię, czuję się wtedy jak odkrywca. Jak odkrywca 🙂

PS. Zdjęcia niestety stare, z czasów kiedy jeszcze nie miałam Nikona, więc proszę o wybaczenie.

Spread the love