Przygotowania do porodu to ważna sprawa, nawet kiedyś poświęciłam temu wpis. Chodzi się na szkołę rodzenia, pakuje walizkę do szpitala (lub planuje poród domowy), zdobywa i pierze się dziecięce ubranka. Wśród tych przygotowań jest też kupienie/wybranie stroju do porodu. Rzadko kto jednak sam go sobie szyje. A ja właśnie postanowiłam to zrobić.
W czym rodzić?
Specjalny strój na poród. To tak naprawdę jedna z możliwości, jedno z podejść, z jakimi możemy się w tym kontekście spotkać. Inne mówi, by rodzić w starej koszuli nocnej, takiej, której nie będzie szkoda pobrudzić. Którą w zasadzie można wyrzucić po porodzie. Wygląd jest mniej istotny.
Inna opcja to duży t-shirt męża – pod warunkiem, że mąż nie ma zbliżonych rozmiarów do żony.
W czym jeszcze można rodzić? Kolejne rozwiązanie traktujące takie ubranie jako coś do pobrudzenia to skorzystanie ze szpitalnej koszuli. W takim wypadku w ogóle nie trzeba się zastanawiać czy próbować doprać czy nie.
Jest jeszcze opcja na poród domowy: brak ubrania/bielizna. Szczególnie w ciepłe letnie dni.
Inspiracje
Ja wybrałam opcję ze specjalnym, ładnym strojem. Bardziej ogólnymi inspiracjami były porody znajomych np. Sylwii z wyjustowani.pl, która wygrała tego typu sukienkę a także rekolekcje “Poród może być piękny”.
W jaki sposób mnie to zainspirowało? Zwróciłam jeszcze bardziej uwagę na to, jak ważne jest dobre przeżycie porodu i odpowiednie przygotowanie do niego (o moich przygotowaniach do drugiego porodu pisałam tu). Utwierdziłam się w tym, że poród to coś ważnego.
A skoro to coś ważnego, to dobrze byłoby go uczcić specjalnym strojem. Nie tylko praktycznym, ale też ładnym, a nie byle jakim, starym i znoszonym. Tak jak na ślub szykuje się specjalną sukienkę, tak na wydanie na świat człowieka też można zadbać o swój wygląd.
A bezpośrednia inspiracja? Sukienka porodowa od granatOVO. To właśnie taką wygrała Sylwia. Dlaczego wzorowałam się na niej? Spodobała mi się idea i część rozwiązań (np. kolor najbardziej standardowej wersji). Sukienka taka wydawała mi się czymś specjalnym i idealnym. Ale jak zwykle byłam zbyt skąpa, by ją kupić. A poza tym – czyż nie mistycznym wręcz przygotowaniem do porodu jest uszycie sobie stroju na to wydarzenie?
Mój projekt
Oczywiście jak zwykle powstanie sukienki poprzedziła praca koncepcyjna. Musiałam pomyśleć, czego ja od niej chcę. A czego chciałam?
– kolor – głównie granatowy,
– dodatek jakiegoś wzoru, by wszystko ożywić,
– szykowałam się na ciągły zapis KTG, więc – coś co pomoże utrzymać sukienkę nad pelotami1 (myślałam o tasiemkach, które chciałam wszyć w szwy),
– odpinany z dwóch stron przód (kangurowanie, karmienie),
– długość – jakoś do kolan,
– dekolt – kwadratowy,
– zapięcie z przodu na springi2,
– krótkie rękawki,
– cienka dzianina,
– kieszenie.
Jak to wszystko zawrzeć w jednej koszuli? Ano trzeba ją po prostu odpowiednio zaprojektować. Pamiętam, że robiłam to nawet czekając na wizytę u ginekologa. Był to jakiś 38 tydzień ciąży. W zasadzie dość późno, zważywszy na to, że pierwszy poród miałam przedwczesny – ale to nie była rzecz pierwszej potrzeby.
Zaplanowałam odpowiedni dekolt, rękawy, ogólny fason (ściągnęłam z wcześniej kupionej koszuli nocnej). Najtrudniejszym wyzwaniem dla mnie była klapka zapinana z dwóch stron na springi. W sukience od granatOVO rozwiązane jest to tak, że odcięcia tej klapki dochodzą do rękawów. Ja jednak chciałam zrobić pod biustem (a jednocześnie na górze brzucha) tasiemki do podwijania. W dodatku najlepiej było je wszyć w szew, więc uznałam, że lepiej będzie te cięcia poprowadzić inaczej.
Postanowiłam zrobić je od góry do samego dołu. U góry miały się zaczynać na otwieranej “klapce”, trochę poniżej tych rozcięć miały być wszyte tasiemki i dalej wszystko do dołu zszyte.
Następnym krokiem po projekcie i ustaleniu szczegółów było oczywiście zrobienie wykrojów. Tak jak wyżej pisałam, posłużyłam się koszulą nocną. Teoretycznie nie powinno się sugerować gotowymi ubraniami, ale tu obie rzeczy miały być dość luźne, z rękawem kimonowym, więc mogłam sobie na to pozwolić. Wyszło 5 części sukienki plus odszycie “klapki”, kieszenie i paski na springi2. Przed właściwym szyciem uszyłam sobie wersję próbną i naniosłam poprawki.
Materiały
Po materiał główny wybrałam się do Piramidy (sklep stacjonarny ZTK Teofilów) i wzięłam najcieńszy granatowy jersey, jaki tam był. Springi2 kupiłam w Polimexie (taki zestaw Koh-i-noora). Materiały na odszycie klapki i kieszenie wygrzebałam w moich skrawkach. Były to jerseye: jeden gładki w kolorze fuksji, a drugi biały w różowe ananasy.
Szycie
Spokojnie, nie będę Wam opisywać całego szycia 😉. Skupię się na moich wrażeniach. Po pierwsze – miałam problem ze skrojeniem granatowej dzianiny: wydawała się jakoś ukośnie dziana. Po drugie – obszywałam cały dekolt taką jakby szerszą lamówką – to był zdecydowanie najgorszy etap. Muszę przyznać, że nienawidzę wszywania wszystkiego, co przypomina lamówkę (zwykłych lamówek też nie).
Co jeszcze? Musiałam zebrać materiał na plecach, bo coś mi się go tam za dużo zrobiło. Pracy ogólnie było sporo. Ale satysfakcja jak na 38tc ogromna.
Próba ognia
Mimo iż ostatecznie miałam cesarskie cięcie, to jednak te 15 godzin spędziłam na porodówce. Oczywiście w tej właśnie sukience. Założyłam ją jak tylko dowiedziałam się, że z oddziału patologii ciąży przenoszą mnie na porodówkę.
Jak się sprawdziła? Ano dość dobrze. Tasiemki trzymały przez większość czasu przód, żeby spokojnie można było poprawiać peloty1 od KTG (na szczęście bezprzewodowe). Na granacie nie ma po wypraniu żadnych brzydkich plam. Z racji cc z klapki skorzystałam dopiero w domu, ale do tej pory sprawdza się znakomicie. Jeśli chodzi o materiał… pod koniec porodu było mi trochę zimno, więc sprawdził by się do kompletu jakiś sweterek.
Co jeszcze? Sukienka pomogła mi w tym, żeby poczuć się jeszcze bardziej pięknie i kobieco. W tym, żeby odpowiednio uczcić mój poród.
Po porodzie
Obecnie sukienka porodowa została przechrzczona na koszulę do karmienia. Sprawdza się w tej roli wyśmienicie.
1czujniki, detektory od aparatury ktg, które się mocuje do ciążowego brzuszka
2metalowe zapięcia stosowane np. w bodziakach