PEWNA PROPOZYCJA

Pierwsze zaproszenia ślubne robiłam przy okazji przygotowań do własnego ślubu. Potem przygotowywałam wzór zaproszeń jako świadkowa. Zaś tej wiosny pewna para złożyła mi propozycję nie do odrzucenia. Zapytali mnie, czy zajęłabym się ich zaproszeniami. Co prawda kilka miesięcy wcześniej coś im o tym wspominałam, ale uznałam, że już o tym zapomnieli. Jak widać nie ☺️. Na propozycję oczywiście przystałam i mogliśmy zaczynać konsultacje.

KONSULTACJE I USTALENIA

Zaczęłam, rzecz jasna, od oczekiwań Narzeczonych. Pokazałam im mój zbiór zaproszeń, żeby zobaczyć, jakie typy im się podobają (jakie kształty, jaki styl). Podpytałam o salę i preferencje związane z grafiką i elementami zaproszenia. Z tych wszystkich ustaleń wyszło, że:
– na sali będą dekoracje w kolorze lawendowym;
– zaproszenie ma być pionowym prostokątem składanym w dwóch miejscach – tak, żeby po złożeniu być poziomym prostokątem;
– symbole typowo ślubne są mile widziane.

POMYSŁ NA ZAPROSZENIA

Przyszła pora na mój szał projektowy,  który uskuteczniałam przy pomocy długopisu i zeszytu oraz programów. Kiedy już wiedziałam o kolorze przewodnim, postanowiłam iść w lawendę. Zwłaszcza, że Narzeczeni chcieli czegoś takiego. Następnie potrzebny był mi jakiś symbol ślubny – padło na obrączki, bo to jedne z najbardziej związanych ze ślubem przedmiotów. Wiedziałam już, co ma się znaleźć na zaproszeniach, więc trzeba było zrobić grafiki, napisać tekst i wszystko dobrze rozmieścić. Chciałam, żeby obrazki były trochę malarskie, więc program Krita był idealny do tego celu. Grafiki robiłam więc w Kricie, a jeśli chodzi o składanie wszystkiego w całość, to okazało się, że lepszy będzie Inkscape. Wszystkie postępy prac wysyłałam na bieżąco Narzeczonym. Zaprojektowałam środek, a potem przód,  przy czym wydrukowałam kilka wersji i wybrałam najlepszą. W międzyczasie wpadłam na pomysł 💡 podkładki i serduszek 💕 na wstążki. Pomysł się przyjął: przegadałam z Narzeczonymi preferencje dotyczące materiałów i mogłam jechać na poszukiwania.

MATERIAŁY

Po papier i koperty wstąpiłam do pewnego małego, ale genialnego sklepu w Śródmieściu. Można tam obejrzeć z bliska każdą kartkę, co jest w takiej sytuacji bardzo ważne. Jak zwykle wzięłam kilka różnych pojedynczych. Do wyboru – bo i wzór trochę inny i cena 😉 . Po wstążkę pojechałam do Grażki (hurtownia dodatków krawieckich, można też kupować w detalu). Kopert ostatecznie szukałam w Gust-Polu. I znalazłam naprawdę fajne koperty (z papieru pakowego)! Spodobały się zarówno mi, jak i Narzeczonym, choć z początku myśleliśmy o zwykłych białych.

TO JESZCZE NIE KONIEC

Wydrukowałam próbne zaproszenia na wszystkich papierach, a podkładki i serduszka w dwóch wersjach i dałam wybór. Został on szybko dokonany. Ustaliliśmy, że bierzemy biały papier ze wzorem płótna i obie wersje podkładek: tekturkową do zaproszeń na ślub i śliwkową brokatową do tych z weselem. Dzięki temu łatwo było je odróżnić. Wszystko ustalone? No prawie. Wpadłam jeszcze na pomysł, żeby zrobić mapki z trasą na wesele i nadruki na kopertach. Na nadruki postanowiłam zrobić linearne wersje grafik z zaproszeń. Na szczęście miałam ich kontury gdzieś w pliku Krity, więc szybko poszło. Ozdobiłam w ten sposób obie strony kopert i po wydrukowaniu wyszło to naprawdę fajnie.

ŻMUDNE PRACE RĘCZNE

Jak wyglądała ręczna praca nad zaproszeniami? Najpierw musiałam wszystko wydrukować – to znaczy obustronne zaproszenia (na kartce A4 mieściły się dwa) oraz kontury podkładek i serduszek. Następnie musiałam wszystko wyciąć. Niestety nadal nie mam gilotyny, więc nie było lekko – wszystko cięłam nożykiem i nożyczkami. A serduszek było ok. 300 – do tego do wycięcia były jeszcze półokrągłe rogi zaproszeń. Fiu, fiu… sporo tego cięcia było. Musiałam jeszcze podzielić wstążkę na odpowiednie kawałki i przypalić ich końce, a w serduszkach zrobić dziurki dziurkaczem. Następnie pozostało mi zaginanie zaproszeń i składanie wszystkiego do kupy, czyli: naklejenie zaproszeń na podkładki, nawlekanie serduszek na wstążki i zawiązywanie z nich kokardek. Oczywiście, w całej pracy kolejność była różna. Zwykle powtarzałam po kilka-kilkanaście razy tą samą czynność (oddawałam zaproszenia partiami). Serduszka zdarzało mi się wycinać w różnych miejscach, np. na uczelni i w przychodni. Taka ciekawostka 😉. Wydrukowałam jeszcze odpowiednią ilość grafik na kopertach i mapek. Gotowe! To znaczy… partiami było gotowe 😊

Na szczęście Narzeczonym się bardzo spodobały.  Trwa sezon ślubny – może Was do czegoś zainspirują? Ja tymczasem biorę się za winietki z lawendą i różne ciekawe ilustracje :).

Spread the love